Witajcie.
Wstałam dzisiaj dość późno jak na mnie, bo dopiero po 10.00. Ach... Miły przywilej imieninowego dnia. Szkoda, że nie może tak być trochę częściej.
Na śniadanie oczywiście nie zjadłam nic. Mogę powiedzieć, że nie jest to dla mnie nowością. Nie lubię śniadań. Nie wiem w sumie czemu, ale jest tak od kiedy pamiętam.
Marzę o szczupłej sylwetce. Zrobię wszystko, by być dumną i zadowoloną ze swojego wyglądu. By być lekką niczym motyl.
Mam 163 cm wzrostu.
Moim celem jest waga 45 kg...?
Najwyższa waga w życiu (2020 rok) 83 kg
Dalsza część dnia minęła mi na obiedzie. Potem poszłam na cmentarz, zapaliłam znicze. Znowu mnie wzięło na wspomnienia. Tęsknię za moim dziadkiem.
Po powrocie do domu wieczór minął już jakoś spokojniej. Kolacja i znowu kawałek ciasta. No cóż... Imieniny są raz w roku...
Potem obejrzałam w telewizji film "Kobieta kot". Lubię go, a bardzo dawno nie oglądałam. Przynajmniej w tamtej chwili miałam wytchnienie od własnych myśli.
Nieustannie obawiam się, że nie sprostam temu haosowi w mojej głowie. Ciągle nienawidzę siebie za to, jaka jestem. Mam ochotę stłuc wszystkie istniejące lustra, by nie musieć w nie patrzeć i czuć obrzydzenia do samej siebie. Tak, tak bardzo siebie nie cierpię, że aż chcę zniknąć. Ale to się zmieni, gdy schudnę. Gdy będę miała pięknie zarysowane obojczyki, rzebra i inne cudownie wyglądające kości. Gdy moje uda wreszcie nie będą siebie dotykały. Wtedy będę z siebie dumna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz